poniedziałek, 10 grudnia 2012

Nie ma sprawiedliwości.

W ciągu ostatnich trzech miesięcy byliśmy miejski biurem rzeczy zaginionych. Znaleźliśmy kolejno: kartę kredytową, smartfon, i portfel z gotówką (dużąąą). Wszystkie rzeczy oddaliśmy- facet od portfela pewnie do dzisiaj opowiada w pracy że polacy oddali mu gotówkę- właściciele dziękowali, było miło. I w ramach rewanżu wczoraj ktoś ukradł nam dwa rowery. Z naszego podwórka, w niedzielę, wszyscy byli w domu.  C'est la vie. "C'est la vie parisienne" jak podsumowała nasza sąsiadka.

wtorek, 4 grudnia 2012

Znalazłam jesień.

Na fali jesiennej nostalgii (tak, tak czasami i mnie dopada), szwendałam się po Paryżu sklejając w myślach fragmenty wierszyków o złotej, polskiej jesieni. To, co zostało zasiane przez panią Basię w klasach 1-3, zawsze kiełkuje na widok żółknących liści. Żółty listek - piosenka o jesieni, zielony - wierszyk o wiośnie. "Szedł listopad polną drogą, zrywał liście z drzewa...". Ani pola, ani drzewa na horyzoncie nie było. Nad dachami wypatrzyłam obiecująco rudawą koronę drzewa. I tak, szukając liści, trafiłam na Cmentarz Montmartre. 














czwartek, 15 listopada 2012

Kocha, lubi, szanuje, nie chce...czyli jakimi uczuciami darzymy ostrygi

Francuzi zdecydowanie kochają. W listopadzie ostrygi można kupić właściwie na każdym rogu. I to dosłownie. Na ulicach pojawiły się stragany, na których można nabyć muszle wraz z całym zestawem potrzebnym do ostrygowej uczty, czyli szalotkami, cytrynami i białym winem. To mój ulubiony sposób. Próby kulinarnego maltretowania delikatnych stworzonek mnie nie przekonują. 
Ostrygi można też oczywiście jeść prosto ze straganu, na ulicy. Ma to swój niezaprzeczalny urok. Trzeba pamiętać tylko o starej prawdzie, która mówi, że jemy je tylko w miesiącach mających w swojej nazwie "r". Pozostałe są zbyt ciepłe i pyszne skorupiaki mogą się na nas boleśnie zemścić. Chociaż muszę przyznać, że widziałam stoiska z ostrygami tonące w lipcowym upale na paryskich bulwarch. Mam  jednak wrażenie, że były przeznaczone dla turystów, którzy nie znają nazw francuskich miesięcy. 







wtorek, 23 października 2012

Święta, święta i....

08.10.2012
Wbrew pozorom post jest mocno spóźniony. Zamieszczone zdjęcia zrobiłam 08 października. Wtedy to na ulicach pojawiły się pierwsze dekoracje świąteczne. Niedługo potem, na witrynach banków zakwitły plakaty zachęcające do zakupu na raty prezentów gwiazdkowych. Nowego, gwiazdkowego iPhone 5 lub Samsunga Galaxy można zacząć spłacać już w październiku. Może jeszcze zdążę ;)
Dzięki takim zabiegom marketnigowym moje poczucie czasu leży w gruzach. Boże Narodzenie jest w październiku, Wielkanoc w lutym a wakacje w maju. W grudniu nie można kupić kurki zimowej dla dziecka. Do dzisiaj pamiętam zdziwione oczy sprzedawczyni w Zarze w Warszawie "Przecież jest już po sezonie. Było to 3 grudnia. No cóż, szybko się uczę. W tym roku zrobię to w pażdzierniku.  Chociaż kupowanie kurtek i rękawiczek przy 23 stopniach nadal wzbudza we mnie niepokój. 
Co będzie jeśli jednak śnieg nie spadnie ? 





wtorek, 16 października 2012

Angielski = zgroza.

Nauka języka angielskiego (w naszej szkole) jest na poziomie wołającym o pomstę do nieba. Lekcje tego niezwykle użytecznego języka-z czym musieli pogodzić się nawet Francuzi-prowadzi wychowawczyni. Średnio pół godziny w tygodniu. Trzecia klasa czyli CE2, poznaje właśnie zawartość piórnika. Nareszcie wiem dlaczego tak  ciężko jest porozumieć się po angielsku we Francji.  Tubylcy mówią słabo a jeśli już to z akcentem który skutecznie utrudnia zrozumienie. Ulubione zdanie "je suis nulle en anglais" I niestety nie dotyczy to tylko starszego pokolenia. W porównaniu z innymi krajami starej Unii jak Holandia czy Niemcy, Francja wypada blado. Szczerze mówiąc,  zakres w jakim możesz się porozumieć po angielsku w Warszawie niewiele różni się od paryskiego. Zastanawiam się tylko - na plus czy na minus.

czwartek, 11 października 2012

Salon du mariage au Carrousel 2012.

Miniony weekend upłynął pod znakiem targów ślubnych. Impreza odbywała się w LE CARROUSEL DU LOUVRE http://www.mariageaucarrousel.comNie ukrywam że udałam się do Carrousel z misją szpiegowską. Chciałam przyjrzeć się z bliska stylowi pracy paryskich fotografów ślubnych. Zobaczyć albumy i powiększenia, zapoznać z ofertą i cennikiem :) 
Na targach można było się zapoznać najnowszymi kolekcjami sukien ślubnych, trendami w zaproszeniach, fasonami butów, usługami. Była też możliwość rezerwacji zamku X lub zamku Y na rok 2014. Domów weselnych w ofercie nie zauważyłam :) 
Jeśli chodzi o suknie ślubne, od razu rzucała się w oczy jakość wykonania. Delikatne jedwabie, tiule, żorżety i koronki. Finezyjne wykończenie i ogromna dbałość o detale. Jeśli chodzi o trendy to zdecydowanie retro grało pierwsze skrzypce. Mało długich sukien, większość kończy się przed kostką. Nie widziałam żadnej "bezy" na kole. No i szelmowskie przymróżenie oka, jak chociażby w sukience w formie podkoszulka której  nie omieszkałam się uwiecznić.

Salon du mariage 2012

Gotycka finezja. 


Dla dziewczyn które uważają że fajny T-shirt jest dobry na każdą okazję.



Forma, ach kokarda jak z obrazka.

Salon du mariage au Carrousel.
Powyżej część salonu w której prezentowano suknie ślubne ze znanych filmów. 
Szanelka, nie moglo jej zabraknąć.

Ekstremalna mini ślubna. Nie można wtedy zapomnieś o równie efektownej bieliźnie.

Na targach można było również zamówić oryginalny prezent dla pary młodej. Usługi sprzątaczki, na rok, pół roku lub miesiąc. Z badań którymi dysponowała firma, wynikało że najczęstszą przyczyną kłótni w pierwszym roku małżeństwa jest właśnie sprzątanie. Po co skazywać młodych na konflikty?



Salon du mariage au Carrousel 2012

Kwiaty.

Jaki jest kolor pani ślubu?  Polecam Poranną Różę.

Moja faworytka. 

Aranżacja stołu.

Boskie, wspaniały klimat na zimowe przyjęcia.


czwartek, 4 października 2012

Targi polskie. EXPO-VENTE franco-polonaise.



W sobotę miałam okazję odwiedzić MARCHÉ DE LA BASTILLE gdzie odbywała się polska impreza EXPO-VENTE franco-polonaise. Poniżej link do strony Facebook organizatorów.
Targi jak targi.  Lista i propozycje projektantów dostępna jest na stronie organizatora.  Większość  z nich była przygotowana, ładne stoiska, strony internetowe, wizytówki. Duży plus i niestety duży rozdźwięk ze stroną francuską. Tam dominował styl malarstwa rodem z Kazimierza Dolnego. Niestety kupujących niewielu, oglądających trochę więcej.
Zabrakło tego o czym jest mowa na stronie organizatora. Czyli inspiracji czerpanych z tradycji i dobrego rzemiosła. Większość przedmiotów uniwersalna, podobne można kupić w paryskich butikach i na targach.  Do dzisiaj się zastanawiam czy to dobrze czy źle świadczy o polskich wystawcach (nadużywam  tego słowa ponieważ zawsze miałam problemy z nazwaniem tego rodzaju działalności) Skłaniałabym się raczej do użycia nazwy rękodzieło niż cyt: najlepszy polski design". Były oczywiście też ciekawe propozycje. Filcowe torby www.goshico.pl, biżuteria z talerzy rodem z przyzakładowej stołówki i kilka ciekawych propozycji młodych projektantów ubrań. Niestety z Facebook zniknęła strona wydarzenia więc ciężko mi odszukać nazwiska. 
Nie wiem jak nazywa się twórca zielonych spodni o którego pytały mnie znajome francuski.
Dlaczego strona została zdjęta ?

Marche de la Bastille

Biżu z talerzy.

Drobiny czasu.

I bezsprzecznie cieszące się największą popularnością zegarki sprzedawane przez Drobiny Czasu. Retro jest obowiązującym trendem w tym sezonie. Mam tylko nadzieję że zegarki są produkowane w Polsce.

poniedziałek, 1 października 2012

Kolejna szkolna zagadka.

Okazało się że język nie jest jedyną przeszkodą w zrozumieniu zwyczajów panujących we francuskiej szkole. Kartki które dzieci przynoszą wklejone do "zeszytów do korespondencji" stają się tematem wieczornych rozmyślań i dyskusji. Temat dzisiejszych rekolekcji to-zdjęcia indywidualne. Nie klasowe, ta opcja została przez nauczycielką wykreślona. Pozostały okienka - sam lub z rodzeństwem.
Zaznaczę że  chcę-źle. Zdjęć dzieci mam mnóstwo, nie potrzebuję więcej. Nic nie zaznaczę, też źle. Może te zdjęcia są do czegoś potrzebne, wszystkie dzieci je robią albo co gorsze to taka tradycja. Muszę rano zapytać wszechwiedzącego dozorcy :)

środa, 29 sierpnia 2012

sécurité sociale czyli niekończąca się historia



Na początek teoria, bardzo prosta zawierająca się w trzech punktach:
1. twój pracodawca wysyła zgłoszenie
2. po trzech tygodniach otrzymujesz numer tymczasowy.
3. po kolejnych trzech tygodniach otrzymujesz numer stały z nim już możesz wykupić Mutuelle czyli ubezpieczenie dodatkowe bez którego ani rusz.
4. po miesiącu otrzymujesz Carte Vitale która znacznie skraca procedury zwrotu wydatków poniesionych na opiekę zdrowotną.

I tyle teoria.

Wczoraj po siedmiu miesiącach udało mi się odebrać numer stały ubezpieczonego czyli pana męża. Złożyłam też prośbę o dopisanie mnie i dzieciaków do ubezpieczenia. Po drodze była Pani która prosiła o udowodnienie tego że dzieci są tutaj za pomocą pieczątek w paszporcie (ciekawe czy mogą jeszcze cokolwiek wbijać na lotniskach?) oraz Pan który twierdził że sprawa utknęła w Polsce gdzie wysyłają jakieś dokumenty. Tego nie sprawdziłam ale wydaje mi się to mało prawdopodobne.
Ostatnio  dopisywałam rodzinę do mojego ubezpieczenia. Zajęło to jakieś 20 min w ZUS na Bielanach. Ech.. Tutaj mam czekać cztery tygodnie. Mutuelle majaczy się na horyzoncie, na razie płacimy za wizyty jak za zboże. 
Czekamy.

środa, 22 sierpnia 2012

Pierwszy Post Próbny czyli PPP

Minęły dwa tygodnie. Na razie w przyśpieszonym tempie poznajemy meandry francuskiej służby zdrowia i systemu ubezpieczeń. Gorączki Felka nie odpuszczają. Wczoraj w desperacji pojechaliśmy na ostry dyżur do szpitala.  Cała wizyta odbyła się w atmosferze która musiał panować wokół wieży Babel tuż po tym jak ludzie zdenerwowali Najwyższego. Trzy języki i pantomima. Nie mogłam sobie przypomnieć jak jest czopek po francusku. Do tej pory chce mi się śmiać, lekarce pewnie też. W tej  nieco dramatycznej sytuacji zajęto się nami sprawnie i szybko.  Już dzisiaj dzwonił miły lekarz z zespołu diagnozowania gorączek nawrotowych. Umówił młodego na wizytę i przesłał nam dziennik który mamy prowadzić.
Gorączka ma dziennik i miłych lekarzy w nosie i hula sobie w najlepsze.
Jutro idę po raz kolejny do biura Sécurité Sociale, może tym razem dowiem się gdzie utknęła nasza sprawa.