poniedziałek, 4 lutego 2013

Jedzmy naleśniki czyli La Chandeleur.

Trzydzieści trzy dni nowego roku rozpłynęły sie jak dym. Wiadomo już że nic nie wyjdzie z noworocznych postanowień. Trudno.  Ci z nas którzy planowali  wielkie oduchudzanie moga spokojnie tego dnia pałaszowac nalesniki. Biegać zaczniemy od urodzin.To właśnie na drugiego lutego przypada  dzień naleśnika.  Z obchodów ważnego w tradycji katolickiej święta pozostała w laickiej Francji tradycja jedzenia słodkich placków. Naleśniki można zjeść wszędzie. W budce, na targu, z okienka przy restauracji oraz w la creperie czyli miejscu specjalizującym się w naleśnikach. Zazwyczaj są dobre. Nie jest to polędwica wołowa, trudno je zepsuć.  Wariantów podania są dziesiątki jak nie setki. Ulubione przez dzieci crepes sucre : z masłem i cukrem, z nutellą, musem owocowym, lodami. Naleśniki wytrawne to przede wszystkim la gallete de ble noir. Czyli po prostu naleśniki z mąki gryczanej. Bardziej chrupiące i składane w kopertę. Od najprostszych szynką i serem, pieczarkami i śmietaną po kombinacje z przegrzebkami, ślimakami czy mięsem .  To wszystko sprawia że creperie są idealnym miejscem na lunch w czasie zwiedzania, szczególnie gdy towarzyszą nam dzieci. 
Obi-Wan broni naleśnika z musem jabłkowym w creperie w V dzielnicy.
  
Resztki karnawału na paryskiej ulicy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz