poniedziałek, 2 września 2013

Wyprawka kontra wyprawka.


Czyli odgrzewane kotlety. Zdjęcia zamieszczałam w czerwcu na Facebooku. 
W związku z dzisiejszą datą- rozpoczęciem roku szkolnego w Polsce-małe podsumowanie tematu wyprawki.
Cały (no prawie) dzień upłyną na kompletowaniu tej do szkoły francuskiej. Bardzo precyzyjne listy rozdawane są dzieciom w czerwcu. Długopis-czarny, czerwony, zielony. Teczka-żółta i szara, ołówki trzy i pióro w korektorem, 4 zakreślacze. Itp. itd. O dziwo na liście nie ma żadnego podręcznika. Nie ma, ponieważ w "biednej" Francji dzieci dostają je ze szkoły, używają przez rok, po czym oddają żeby mogły z nich skorzystać inne dzieci. W "bogatej" Polsce rodzice kupują podręczniki, dzieci z nich korzystają albo i nie, po czym podręcznik trafiają do kosza. Jako rodzic ucznia "polsko-francuskiego" nabyłam poza wyprawką francuską komplet podręczników polskich. Po raz kolejny zapłakałam nad ich zawartością i szatą graficzną.




Zacznijmy od wagi. Francuski podręcznik na jeden semestr waży 488g i jest "podawany dalej"
Polski komplet podręczników i "nie wiadomo czego" waży 4kg300g i ląduje w koszu. Pakiety wypchane są "sztucznymi bytami" w postaci wycinanek, ćwiczeń do informatyki a opisami "jednostek centralnych", osobnymi zeszytami do pisania, rysowania i Bóg wie czego. Większość nauczycieli z tego i tak nie korzysta i  tony kredowego papieru lądują w czerwcu na wysypiskach.




Zawartości podręczników nie da się w zasadzie porównać. Po części wynika to z różnic programowych, po części z tego że "polskie dzieci rozwijają się cztery razy wolniej od francuskich". Inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć sobie tego że mój syn w szkole francuskiej w ostatnim miesiącu pierwszej klasy poznawał Iliadę i mity greckie a w polskiej.. no cóż. Polecam analizę treści ostatnich stron podręcznika polskiego. (fot. powyżej)

Dla porównania Nauka czytania "Litery" z lat 80. Książka ma 30 lat i jest bardziej nowoczesna niż prezentowane powyżej "pakiety"edukacyjne. Dobre liternictwo, zabawne rysunki, historyjki obrazkowe które są zabawne nawet dla naszych "elektronicznych" dzieci.
Porównanie treści też robi przygnębiające wrażenie. Okazuje się że w latach osiemdziesiątych po roku nauki dzieci były w stanie poznać literkę "Ź" czytając krótkie opowiadanie. Dzieci współczesne siedząc na gałęzi mogą z rozpaczy wbić sobie ołówek w oko.





To już ostatni "jęczący post". Jutro wracamy do rzeczywistości.
Szkolnej, paryskiej, naszej sielskiej podparyskiej, biurowej i innej, jaką kto tam dysponuje.






6 komentarzy:

  1. W odniesieniu do... polskie dzieci rozwijają się cztery razy wolniej od francuskich... czy masz jakiś zapis/dowód na fotoradarze (popularna policyjna "suszarka")?

    OdpowiedzUsuń
  2. To ironia. Dzieci rozwijają się w podobnym rytmie i we Francji i w Polsce i na Madagaskarze. Problemem są autorzy podręcznika zakładający dosyć niski potencjał intelektualny polskich uczniów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajmowałam się kiedyś francuskimi dziećmi w wieku szkolnym. Byłam zaskoczona, że dzieci, które chodzą do prywatnej katolickiej szkoły, używają starych podręczników wypożyczonych ze szkolnej biblioteki. Czy się sprawdzały? Oczywiście, że tak :) Poza tym dzieci przynosiły do domu tylko niezbędne do odrobienia zadań domowych podręczniki. Pisać uczył się na tabliczkach a nie w zeszytach! Miałam jednak wrażenie, że były bardzo przemęczone i nierzadko zestresowane. Może wynikało to z tego, że wiele czasu przebywały poza domem, aż rodzice odbiorą je po pracy ze szkoły albo od opiekunki. Swoją drogą też byłabym sfrustrowana, gdybym wracała o 18, musiała odrobić lekcje, umyć się, przebrać w piżamę, zjeść kolację a potem iść prosto spać... Odpoczywa się zawsze inaczej w zaciszu domowym niż w szkole czy w mieszkaniu niani... :/ Nie wiem, czy francuskie dzieci rozwijają się szybciej. Widać na pewno różnice programowe. W Polsce np. uczy się dużo literatury światowej. Moi znajomi, choć osoby wykształcone, nie znają np. Kafki i nie rozumieją dlaczego porównuję pewne sytuacje do historii z "Procesu" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę przeredagować fragment o "rozwoju" bo chyba to że miał być ironiczny jest mało czytelne ;) Nie stawiam tezy o wyższości programów czy edukacji. Na polskiej podstawie programowej też można napisać dobry podręcznik. Być może takie istnieją. Przeraża mnie to w jaki sposób rodzice są zmuszani do wydawania ogromnych sum na tzw. pakiety. Książki które wyrzuca się do kosza. Czasami nawet nie używane.
    Jeśli chodzi o czas wolny, to porównując Warszawę z Paryżem nie widzę wielu różnic. Dzieci zostają często w świetlicy do 18:00. No może jedną, dzieci w szkole francuskiej spędzają przerwy na dworze. Dwa lata temu warszawska klasa mojej córki nie wyszła ze szkoły (i świetlicy!) od października do marca. Podobno było za zimno i dzieci się mogły przeziębić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic nie zmieniaj. Dzięki temu jest możliwość polemiki :) Duże miasta rządzą się innymi prawami. Ja akurat pracowałam na prowincji i tam dzieci też często wychodziły ze szkoły o 18 :/ Szkoda mi ich było...

    OdpowiedzUsuń
  6. :) To chyba bardziej kwestia zmian cywilizacyjnych. Muszę kiedyś napisać o różnicach w edukacji. Dziecko nr.1 zaczynało szkołę w Polsce a i zawodowo nie są to tematy mi obce.

    OdpowiedzUsuń